Podobnie jak w poprzednim roku, gdy wybraliśmy się na Gran Canarię, tak i w tym roku postanowiliśmy uciec zimie na Wyspy Kanaryjskie. Tym razem polecieliśmy na Teneryfę.
Pogoda była idealna. W ciągu dnia mogliśmy się moczyć na basenie albo szaleć na plaży, jednocześnie ranki i wieczory były rześkie (bluza i długie spodnie), więc idealnie dla małych dzieci.
W tym roku wyjątkowo chciałam wziąć oprócz aparatu kompaktowego także moją profesjonalną lustrzankę. Udało mi się nawet przekonać Przemka, że damy radę w podróży z jedną ciężką torbą więcej! Przy wyjmowaniu sprzęto do kontroli na lotnisku okazało się, że owszem – w torbie jest mój kompakt, i zapasowy obiektyw, ale aparat został w domu! Jak możecie sobie wyobrazić, mój humor został zatruty na najbliższe parę godzin, na szczęście hiszpańskie słońce bardzo szybko go poprawiło. No i okazało się, podobnie jak ostatnio, że nawet aparat kompaktowy wystarcza do zrobienia pięknych zdjęć… 😉
Ciężko było mi wybrać te najlepsze, więc jest ich baaardzo dużo! Ostrzegam! Zatem kawa w dłoń i zapraszam do czytania i oglądania…
Wakacje na plaży spędziliśmy tak jak zawsze. Emi kopała w piasku i bawiła się błotem, Jasiu szalał w wodzie. Ciekawe jest to, że ich temperament się nie zmienia i jest już ukształtowany w tak młodym wieku.
Ulubionym zajęciem koło basenu hotelowego było strzelanie z wodnego pistoletu. Jasiu zobaczył inne dzieci biegające z taką piankową zabawką i bardzo chciał mieć swoją. Na początku wydawało mi się, że wydanie 5 euro (oczywiście razy dwa, bo każdy musiał mieć swoją zabawkę) to strata pieniędzy, ale pistolety okazały się wielkim hitem przez cały wyjazd. Podczas gdy Jasiu i Emi polewali siebie nawzajem, albo ściany albo po prostu basen – udało mi się nawet przeczytać kilka artykułów w gazecie. Zdecydowanie dobra inwestycja 😉
Czas na przekąskę. Soczyste i słodkie owoce, mniam!
Wyprawa na plażę. Akurat tego dnia strasznie wiało, więc długo nie wytrzymaliśmy. Dzieciom to oczywiście nie przeszkadzało, ale ja żałowałam, że nie mam poczciwego polskiego parawanu 😉
Emi w ferworze zabawy…
W hotelu mieliśmy też fantastyczny plac zabaw i boisko do piłki nożnej. Jasiek jest ostatnio bardzo wkręcony w ten sport, więc był przeszczęśliwy, że może pograć z chłopakami w nogę.
Trochę więcej plaży… Prawie nigdy nie ma mnie na zdjęciach, więc postanowiłam zrobić sobie selfie z dziećmi.
Mimo że bez makijażu, w ostrym świetle – uwielbiam te zdjęcia. Co chwilę powtarzam, jak ważne jest znaleźć się na fotografiach z dziećmi, więc muszę dać przykład na sobie 😉 Pamiętajcie, że robimy to nie (tylko) dla siebie, ale przede wszystkim dla nich. Za dwadzieścia lat będą chcieli zobaczyć, jak to było na wakacjach z rodzicami, a za czterdzieści lat takie zdjęcie będzie dla nich cenną pamiątką… Mimo wszystkich moich aktualnych niedoskonałości – pewnie i tak wyglądam lepiej od mojej przyszłej 50- i 70-letniej wersji 😉
Trójka moich ulubionych ludzi na tej planecie 🙂
Przedostatniego dnia wybraliśmy się na północ do Loro Park. Według rankingu Trip Advisor to ogród zoologoczny numer 1 w Europie.
Z całego ogrodu najbardziej chyba podobała mi się sala z pingwinami. To takie pocieszne stworzenia same w sobie, a jeszcze padający za szybą śnieg i piękna scenografia skradły zupełnie moje serce.
W parku jest bardzo dużo amfiteatrów, gdzie zwierzęta prezentują „sztuczki” – lwy morskie, orki, delfiny. Wiem, że jest to kontrowersyjny temat i byłam rozdarta, gdy tam jechaliśmy. Z jednej strony żal mi tych zwierząt trzymanych w niewoli i zmuszanych do popisów przed publicznością. Z drugiej strony Loro Park jest bardzo zaangażowany w pomoc morskim stworzeniom. Nie da się też ukryć, że dla dzieci jest to niesamowite doświadczenie.
Jasiu chłonął wszystko z szeroko otwartymi oczyma. Jego entuzjazm i ciekawość świata są niesamowite. Wszystko go ciekawi i zadaje tysiące pytań, na które nie zawsze znam odpowiedź…
Ostatnie chwile w słońcu, przed powrotem do szarej (dosłownie i w przenośni) rzeczywistości…
Ulubiona zabawa Jasia – skoki do wody…
…i nurkowanie!
Pięknie było…
Uwielbiam te nasze wypady – obojętnie czy bliskie, czy dalekie; czy w poszukiwaniu śniegu, czy ciepła i słońca. Najważniejsze, że jesteśmy wtedy razem i bez codziennego pośpiechu możemy spędzać czas.